Uwielbiamy prostą kuchnię. Taką bez kompleksów, bez wołowiny wagyū i bez owoców noni, choć bez wątpienia są to wartościowe produkty. Kuchnię, która nie wymaga od nas „wyskoczenia” po składniki na Karaiby i wykorzystania całego limitu na karcie kredytowej na zakupy. Chociaż jaraliśmy się zieloną pszenicą frikeh, zawsze proponujemy lokalne zamienniki i cieszy nas Wasz odzew, Wasze maile, w których piszecie, że to doceniacie, że właśnie wykorzystaliście jakiś nasz przepis i że Wam smakowało. Frikeh z Nazaretu dawno się skończyło, więc wracamy karnie i z radością zarazem na europejskie podwórko.
A tu czeka na nas Johan Akan z pyszną tarte flambée!
W Paryżu prawie nikt jej nie jada, bo tłusta śmietana crème fraîche jest zbyt tłusta dla Paryża. W Warszawie problem rozwiązany jest inaczej – crème fraîche jest właściwie niedostępne, więc prawie nikomu nie przychodzi do głowy, by robić takie wiktuały, jak tarte flambée. Nam przyszło… Dzięki wsparciu Piotra Kucharskiego, udało się wyśmienicie!
Składniki:
przepis na ciasto z książki „O chlebie”
10 g drożdży
300 ml wody
500 g mąki pszennej 750
1/2 łyżeczki soli
2-3 cebule
łyżka masła
twaróg
śmietana 18%
boczek lub inne wędliny
roszponka
gruszka
żółta papryka
1/2 piersi z kurczaka
oliwa
ocet balsamiczny
1 łyżeczka musztardy
Wykonanie:
Drożdże rozpuścić w wodzie, dodać mąkę i sól. Wyrobić ciasto. Piotr radzi, by przeleżało ono w lodówce od 12 do 24 godzin. Po tym czasie należy je znowu zagnieść i odstawić na półtorej godziny, później podzielić na 8 części, bardzo cienko rozwałkować i zrobić tartę. Fakt, z połową ciasta tak dwa razy zrobiliśmy, bo na dwóch wyszło go za dużo – było przepyszne. Z połową ciasta postąpiliśmy jednak nieco zachłanniej i przerobiliśmy je na tartę od razu. Nie było gorsze…
W obliczu braku crème fraîche wymieszaliśmy zwykły polski twaróg ze zwykłą polską śmietaną i taką masą posmarowaliśmy ciasto. Cebulę pokroiliśmy na drobną kostkę, podsmażyliśmy na maśle i rozsypaliśmy na serku. Boczek pokroiliśmy w cienkie paski, lekko wytopiliśmy na patelni i ułożyliśmy na wierzchu. Tarty wylądowały w maksymalnie rozgrzanym piekarniku. Piecze się je ok. 10 minut (lub dłużej, jeśli ciasto jednak jest grubsze) na zwykłej blasze. Chyba że dysponujecie kamieniem lub piecem chlebowym. Jasne…
Po wyjęciu z piekarnika tartę kroimy w paski i jemy ciepłą. My oprócz boczku dodaliśmy resztkę pepperoni, ale można to pominąć. Nie kombinujcie tylko z pomidorami i oliwkami, bo wyjdzie pizza, a na włoską pizzę, to jeszcze poznacie przepis!
Do tego zrobiliśmy szybką sałatę z kurczaka, żółtej papryki i gruszki polaną sosem z oliwy, octu balsamicznego i musztardy.
Znajdźcie godzinę i zróbcie sobie dobrze. Dobierzcie kilka zdjęć alzackich miasteczek, przeplećcie je kilkoma zdjęciami Akana, rzućcie sobie to wszystko na ścianie albo przynajmniej ekranie komputera i poczujcie się przez chwilę bardzo!