Pascal znowu wydał ładną książkę, która w przededniu zimy przywołuje najwspanialsze wspomnienia wakacji. Kilka lat temu postanowiliśmy ze znajomymi zdobyć Albanię. Zwiedzeni przez głupie przewodniki oraz blogi pełne stereotypów nadłożyliśmy drogi, omijając rzekomo niebezpieczne i pozbawione cywilizacji góry oddzielające ją od Półwyspu Bałkańskiego. Dotarliśmy samochodem aż do Grecji i przez Korfu wpłynęliśmy na jej terytorium. Albania oczywiście jest super, ludzie są kochani, plaże czyste, a jedzenie przepyszne i żadnych szczególnych niebezpieczeństw nie stwierdziliśmy, natomiast Grecja…
Grecja wydawała nam się zawsze zadeptana przez turystów. To z obłędem w oczach pędzących od jednej antycznej atrakcji do drugiej, to znowu wylegujących się z obnażonymi opasłymi brzuszyskami na plażach lub okupujących podrzędne restauracje w centrach miast. Wystarczy jednak oddalić się nieco od rynku, iść tam, gdzie dzieją się przecież rzeczy wielkie i ważne i gdzie mieszkają odkrywcy nowych wartości, by poczuć fajność tego kraju. Poszliśmy więc i poczuliśmy. I było to dobre. Bakłażany, jagnięcina, pomidory, kefalograviera, feta, karczochy, oregano, souvlaki, mousaka, ouzo, baklava… Bardzo to było dobre.
I taka Grecja jest w książce „Kuchnia grecka” George’a Colombarisa – tętniąca życiem, pełna przyjaciół, słońca, zabawy, przyjemnie pachnąca, smaczna, ciepła. Kupcie i zróbcie sobie pyszne Dionizja – spanakorizo, saganaki, patates tiganites, keftedes albo przynajmniej sałatkę grecką, mousakę i tzatziki.
Smacznego!